Na lipcowe spotkanie w ogrodach wokół siedziby Lewiatana na warszawskim Mokotowie od 16 lat zapraszamy współpracowników, ludzi biznesu, mediów, polityki, administracji. Zawsze „gorący” aktualnie temat staje się wątkiem przewodnim rozmów na scenie i w kuluarach. Publikujemy manifesty mające zwrócić uwagę na coś, co wydaje się być wyzwaniem na najbliższe lata. W zeszłym roku ogłosiliśmy Manifest Polska 2015 – 2025. Jednym z najważniejszych jego postulatów była współpraca w wyznaczaniu nowej wizji Polski. Bo nie wystarcza już proste naśladownictwo, konkurencja cenowa wynikająca z niskich kosztów pracy, ani ciepła woda w kranie. Trzeba nowych pomysłów, ale one nie powstaną bez sensownego dialogu, słuchania się nawzajem zamiast atakowania, argumentów ad meritum zamiast barwnych bon motów. Wyniki wyborów prezydenckich i sondaże społeczne przed wyborami parlamentarnymi wyraźnie pokazują, że Polacy oczekują jakościowej zmiany debaty publicznej.
Jak powiedział Peter Drucker: „Dajcie ludziom swobodę działania, a zaskoczą was swoją pomysłowością”. Do tej pory pomysłów na dobrą rozmowę było wiele, sporo dobrej, ciężkiej pracy i zaangażowania z naszej – pracodawców – strony, a także związków zawodowych i rządu. Dialog społeczny od początku był jednym z najważniejszych obszarów działania Lewiatana. Uczestniczyliśmy w przygotowaniu ustawy o Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych, dedykowaliśmy naszych najlepszych przedstawicieli do pracy w Komisji – chociażby Jacka Męcinę, potem Jeremiego Mordasewicza i Grzegorza Baczewskiego.
Mimo tego do powszechnej świadomości i mediów przebijał się obrazek niczym z filmowego „Rejsu”: "Bardzo niedobre dialogi są. Proszę Pana. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje." Więc teraz zacznie się dziać na nowo. Mam nadzieję, że lepiej i skuteczniej.
Sam dialog społeczny nie jest celem samym w sobie, ale środkiem i narzędziem do osiągania zgody społecznej. Jeżeli nie prowadzi do dobrych zmian, to wywołuje znużenie, zniechęcenie i w końcu frustrację. Z taką sytuacją mieliśmy niestety często do czynienia w Trójstronnej Komisji ds. Społeczno – Gospodarczych. Więcej było rozmów o tym, co nas dzieli, a nie co nas może łączyć. Kulminacją tej frustracji było odejście od stołu rokowań związków zawodowych prawie trzy lata temu.
Na szczęście pojawiło się światełko w tunelu, a właściwie cały snop światła. Dzięki determinacji ministra Kosiniaka – Kamysza i racjonalnemu podejściu partnerów społecznych – właśnie teraz w Senacie zapadła decyzja o przyjęciu ustawy o Radzie Dialogu Społecznego.
Słyszę głosy części środowisk mówiące, że sposób powstania ustawy jest trudny do zaakceptowania. Bądźmy realistami – gdybyśmy próbowali zapisać, że do stołu rozmów mieliby zasiąść wszyscy ze wszystkimi, to Rada Dialogu Społecznego stałaby się – i owszem -wachlarzem szerokiej reprezentacji, ale nieskutecznym! Mamy za to nową instytucję, zdolną do efektywnego działania, której powstanie jest wynikiem kompromisu i wielkiego wysiłku reprezentatywnych organizacji pracodawców i związkowców. W Polsce naprawdę rzadko takie kompromisowe rozwiązania udaje się wypracować.
Część osób mówi o tym, że nowa ustawa to tylko nowa rama dla dotychczasowej formuły działania Komisji Trójstronnej. Ja wierzę w to, że ustawa stanowi ramę, ale dla nowej jakości dialogu. Rotacyjne przewodniczenie Radzie Dialogu przez poszczególne strony przełoży się na nasze większe zaangażowanie w prace. Konieczność przedstawiania programu i sprawozdania z działania Rady wymuszą wspólne długoterminowe planowanie prac. Wzmocniony obowiązek konsultowania ustaw i programów rządowych, uprawnienie do proponowania wspólnych projektów prawnych przez Radę, inaczej umiejscowiony dialog w regionach – to są - mam nadzieję - czynniki – które sprawią, że przynajmniej częściowo znikną problemy, z którymi borykała się Komisja Trójstronna, a udział w debacie publicznej i procesie legislacyjnym partnerów społecznych nie będzie iluzoryczny.
Dialog społeczny to jednak przede wszystkim ludzie i od nas samych zależy, jak poważnie będzie traktowany. Gdy mamy za partnerów osoby odpowiedzialne i rozumiejące, czemu dialog ma służyć, wtedy toczy się on dobrze. Tak było w przypadku Andrzeja Bączkowskiego. Ale także ze współpracy z Michałem Bonim i Jerzym Hausnerem wiele się uczyliśmy.
Liczę na to, że dziś także będziemy zdolni do takiej rozmowy, nie krzykliwego monologu każdej ze stron. Bo nie ma dialogu bez dwóch zdań.