Twitter

Europa i my

środa, 16 lutego 2011

Wczoraj, przy okazji udzielania wywiadu, wróciła do mnie refleksja, która towarzyszy mi nieodmiennie od kiedy weszliśmy do Unii: u polskich polityków, przedsiębiorców, a właściwie u zdecydowanej większości rodaków brakuje myślenia w kategoriach wspólnej odpowiedzialności za losy Unii. Wszyscy oczekujemy od niej pomocy rozwojowej, oburzamy się, że nie staje za nami murem, gdy wchodzimy w spór z jakimś zewnętrznym partnerem, konsekwentnie żądamy solidarności i wsparcia. Sami jednak solidarnością wykazać się nie kwapimy i udajemy, że problemy innych – jak choćby obecnie Grecji, Portugalii, Irlandii, Hiszpanii – nas nie dotyczą.

W maju minie sześć lat, od kiedy jesteśmy już w tym klubie. Najwyższa pora, by poczuć się w nim jak w domu i przestać o Brukseli myśleć w kategoriach „oni”. Takie podejście tylko wyjdzie nam na dobre. Choćby dlatego, że zaczniemy się dokładniej przyglądać wszystkiemu, co się tam dzieje. Na przykład stanowionemu prawu. Aż dziw, jak bardzo nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ustawy stanowione w Strasburgu i Brukseli przekładają się niemal od razu na nasze życie i gospodarkę. Zadziwiająco nikłą tego świadomość mamy również my - przedsiębiorcy. Mimo pełnej przejrzystości europejskiego procesu stanowienia prawa i długiego okresu konsultacji, tylko incydentalnie udaje nam się zmobilizować szersze grono do opiniowania rozwiązań prawnych. Na ogół i polscy przedsiębiorcy, i politycy przyjmują to, co płynie z Brukseli z dobrodziejstwem inwentarza, a potem się martwią, co z tym zrobić.


 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI