Twitter

Festiwal Operowy w Weronie

wtorek, 27 listopada 2012

Festiwal Operowy w Weronie

Najwspanialsze głosy świata, znakomici dyrygenci, setki statystów, olśniewające inscenizacje w naturalnej scenografii rzymskiego amfiteatru. Uczta pod każdym względem. Tak wygląda największa na świecie uczta miłośników opery pod gołym niebem – Festiwal Operowy w Weronie.  Odbywa się niemal nieprzerwanie od  1913 roku. Zaśpiewać tam to nobilitacja. To znaleźć się na tej samej liście, co największe sławy opery, jak Plácido Domingo czy José Carreras. W Arena di Verona zadebiutowała też moja ukochana Maria Callas.

W te wakacje mogłam w końcu zobaczyć to wszystko na własne oczy. Widziałam „Toskę”, „Turandota”, „Carmen” i „Aidę”. Coś niewiarygodnego. Niesamowita akustyka. Każdego namawiam, by to przeżył. Nie tylko melomanów. To przeżycie odświeżające i wzbogacające pod każdym względem. Człowiek wpada w zupełnie inny rytm, wyłącza głowę i telefon, i zaczyna żyć obok. Tak naprawdę to dopiero wieczorem, bo spektakle zaczynają się o godz. 21.00. Do restauracji na kolację dociera się więc o 1.00 - 2.00 w nocy (znakomite risotto z dynią serwują w Weronie tylko o tej porze). Gdy wraca się do hotelu - około godz. 4.00 nad ranem - na starych uliczkach życie jeszcze wrze, więc siada się przy kawiarnianym stoliku i jeszcze trochę gawędzi przy winku. Potem śpi się do południa, a po śniadaniu spaceruje po okolicy i zwiedza. A jest co: pobliżu Werony leży największe we Włoszech, przepiękne jezioro Garda i dwie winne doliny: Soave  i Valpolicella, a więc gratka i dla miłośników białego, i fanów czerwonego wina. Z dala od autostrady – cisza i spokój. Ani razu nie włączyłam telefonu.

To były wspaniałe wakacje i prawdziwa uczta pod każdym względem. W przyszłym roku w 100-lecie festiwalu będzie zupełnie inny program. Też się wybieram. Jak było do przewidzenia -nabrałam apetytu na ciąg dalszy.

 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI